Coraz więcej regulacji odnosi się do spraw codziennych – mięso podobno ma szkodzić więc lepiej odgórnie ograniczyć jego konsumpcję. Podobnie rzecz ma się z takimi dobrami jak zakup ubrań czy transport autem z silnikiem spalinowym lub podróże samolotem. W imię wyższych celów, następuje radykalna zmiana stylu życia, a logiczna granica tego co dozwolone, coraz bardziej się zaciera.
Rekomendacje zaprezentowane w raporcie Stowarzyszenia Burmistrzów C40 Cities – dla blisko stu europejskich miast w celu przeciwdziałania kryzysowi klimatycznemu – przywodzą na myśl skojarzenia z gospodarką centralnie planowaną w okresie PRL-u. Współczesna jej odsłona ma ograniczyć swobodę działania Europejczyka – tego co je, ile i co kupuje oraz jakimi środkami lokomocji się przemieszcza. Przy okazji ma pokierować życiem obywatela, wskazując, co mu wolno, a co nie.
Tworzenie prawa jest potężnym narzędziem wpływu na gospodarkę i zachowania społeczne. Potrzebę zmian argumentuje się interesem publicznym, troską o zdrowie czy innym dobrem społecznym, a także coraz częściej np. koniecznością ochrony klimatu i zachowania środowiska przyrodniczego dla przyszłych pokoleń etc. Uzasadnienie ma zwykle treść, z którą najczęściej trudno polemizować, by nie narażać się na zarzut osoby niewrażliwej na dobro społeczne.
W takich pomysłach przodują unijni urzędnicy, choć i w kraju można znaleźć niejedną regulację, która nie pozostaje bez wpływu na gospodarkę wolnorynkową czy swobodę działania obywateli. Poselski projekt autorstwa Partii Republikańskiej proponuje radykalne ograniczenia promocji i całkowity zakaz sprzedaży napojów energetycznych osobom niepełnoletnim.
Pomijając pewne luki – kofeinę spożywamy także pod innymi postaciami np. w kawie czy napojach typu cola, których ograniczenia nie dotkną – nie docieka się przyczyn kiepskiej kondycji młodzieży. Oczekuje się, że odgórny zakaz, którego ciężar odpowiedzialności będzie spoczywał na przedsiębiorcach, pozwoli na szybkie rezultaty niż wymagająca czasu i nakładów profilaktyka prozdrowotna i edukacyjna. Zakaz niekoniecznie musi prowadzić do celu – czyli w tym przypadku ograniczenia konsumpcji kofeiny przez młodzież. Filiżanka espresso zadziała tak samo jak puszka napoju energetycznego.
Może nastolatek sam nie będzie mógł zakupić napoju energetycznego w sklepie, bo sprzedawca obawiając się konsekwencji (nawet półmilionowej grzywny) może zażądać okazania dowodu osobistego – ale jego pełnoletni rówieśnik już tak. Brak dowodu osobistego nie jest też przeszkodą do posiadania konta w banku i zakupów online. Sposobów obejścia zakazu jest wiele – pytanie czy warto tworzyć mało skuteczne zakazy zamiast po prostu edukować?
Każdy zakaz, rodzi pokusę wprowadzania kolejnych ograniczeń. Każdej zmianie może towarzyszyć szlachetna pobudka motywowana społecznie. Jak w przypadku regulacji wprowadzonej przez Japonię w 2008 r., gdzie każdy jej obywatel po 40. roku życia musi poddawać się regularnemu mierzeniu talii, w przeciwnym razie zapłaci wyższy podatek. Przepisy wprowadzono, by postawić tamę otyłości wśród społeczeństwa. Czy trzeba uciekać się do aż tak radykalnych posunięć?
Medialna burza wokół raportu C40 Cities pokazuje, że odgórnie narzucane ograniczenia zwykle skutkują oporem. Uświadamiajmy, dając obywatelom możliwość wyboru. Prawo powinno wspomagać, a nie wyręczać obywateli z myślenia lub narzucać sztuczne rozwiązania rynkowe.
Andrzej Arendarski, Prezydent Krajowej Izby Gospodarczej KIG