Wojna ma przyspieszyć zieloną transformację, jednak doprowadziła też do zawirowań wokół taksonomii i polityki energetycznej poszczególnych państw. Obserwujemy zaskakujące decyzje i podziały oraz obchodzenie antyrosyjskich sankcji. Atmosfera wokół celów klimatycznych staje się mglista.
O tym, że kwestia klimatu i ochrony powietrza jest dla Polski bardzo ważna, przekonywać chyba nie trzeba. A jak ktoś nie jest przekonany, niech spojrzy chociażby na interesujący portal electricityMap który ukazuje na bieżąco emisję gazów cieplarnianych przez poszczególne państwa. Polska nie ma tu zielonego koloru. Albo niech poczyta o skali już panującej tegorocznej suszy. No i trzeba wiedzieć, że problemy innych mogą być też naszymi. W tym kontekście warto się przypatrzeć ostatnim wydarzeniom.
Rosja wymusza gazem ominięcie sankcji
W poniedziałek 11 lipca Rosja wstrzymała dostawy gazu przez gazociąg Nord Stream 1. Pretekstem była konieczność przeprowadzenia prac konserwatorskich. Olga Doleśniak-Harczuk, ekspert Instytutu Staszica, komentując sytuację za Odrą na antenie Polskiego Radia 24 zauważyła, że „Nord Stream 1, żeby ruszyć z dostawą gazu, musi mieć turbinę, która znalazła się w Kanadzie, gdzie jest serwisowana. Rosjanie już zapowiedzieli, że jak turbina będzie i wszystko wyprostuje się, jeśli chodzi o infrastrukturę gazociągu, to ten gaz do Niemiec popłynie”.
Na prośbę ministra gospodarki Niemiec Roberta Habecka Kanada zdecydowała się zwrócić turbinę, czyniąc w ten sposób wyjątek z nałożonych wcześniej na Rosję sankcji. Waszyngton uznał, że jest to dobra decyzja, bo odbierająca Rosji pretekst do wykorzystywania gazu jako broni. Za to Ukraina uznała decyzję za wzmocnienie Rosji i wezwała ambasadora Kanady do złożenia wyjaśnień.
Czyli Niemcy, którzy popełnili strategiczny błąd uzależniając się od rosyjskiego gazu, a teraz faktycznie utrudniający finansową i militarną pomoc dla Ukrainy, dbając o swe bieżące interesy gospodarcze, wywarli nacisk, aby uczynić ważny wyjątek dla sankcji i nadal móc kupować błękitne paliwo od Rosji. Chociaż, według ekspertów, dostarczenie turbiny nie gwarantuje zwiększenia dostaw gazu. Bo pretekst do wstrzymania dostaw zawsze się znajdzie.
Wygaszanie ulicznych świateł, chłód w mieszkaniach
Aby jednak zrozumieć optykę niemieckich polityków, przynajmniej w sprawie energetyki, trzeba zwrócić uwagę na nastroje bliskie paniki jeszcze przed rozpoczęciem prac konserwatorskich na Nord Stream 1. Minister niemieckiej gospodarki zaapelował do obywateli o oszczędzanie. Władze lokalne decydują się na zamykanie basenów, wygaszanie świateł na ulicach i nawet ograniczanie dostaw ciepła do domów. Największa firma będąca właścicielem nieruchomości mieszkalnych ostrzegła, że będzie obniżać temperaturę centralnego ogrzewania gazowego do 17 st. C w godzinach nocnych.
Do tego Niemcy po raz pierwszy od 1991 r. odnotowały miesięczny deficyt handlowy. Jak się jednak te wydarzenia mają do taksonomii? Ano tak, że niemiecki parlament zatwierdził powrót do energetyki węglowej. Nie zgodził się jednak na powrót do energetyki atomowej. Politycy CDU i CSU proponowali, aby powrotowi do węgla towarzyszyło utrzymanie trzech elektrowni jądrowych – bo mamy kryzys energetyczny wywołany wojną. Jednak głosami SDP i Zielonych propozycja została odrzucona.
Koślawa Energiewende
Czyli z jednej strony niemiecki kolos, coraz koślawiej realizując swoją zieloną politykę Energiewende, wraca do „brudnego” węgla, lecz nadal wygasza atom. Choć ten ostatni akurat został włączony do taksonomii, czyli swoistego przewodnika, pokazującego inwestorom zielone obszary gospodarki.
Parlament Europejski przyjął taksonomię, w której znalazły się też inwestycje gazowe i jądrowe. W rzeczywistości nie dlatego, że uznano je za sprzyjające klimatowi (choć atom akurat zasługuje na takie miano), tylko dlatego, że w wojennej sytuacji Francji szczególnie zależało na energetyce jądrowej, a Niemcom na gazowej. Stąd włączenie do taksonomii obydwu źródeł paliw odbyło się podczas jednego głosowania, co wpłynęło na jego wynik. Europosłowie broniący niskoemisyjnego atomu musieli zagłosować też za inwestycjami w wysokoemisyjny gaz.
Czy Putin otwiera szampana, czy go zamyka?
Kwestia taksonomii podzieliła ważnych polityków ukraińskich. Parlamentarzystka Inna Sowsun oceniła, że przyjęcie taksonomii w tym kształcie jest prezentem dla Putina. Herman Hałuszczenko, ukraiński minister energetyki, zaapelował o jej przyjęcie, ponieważ gaz i atom będą niezbędne do odbudowy Ukrainy.
Kwestia taksonomii podzieliła nawet polityków lewicy. Eurodeputowany Robert Biedroń napisał, że „Putin otwiera szampana”, na co posłanka Anna Maria Żukowska odpisała: „Wręcz przeciwnie, zamyka”.
Dopełnieniem tego wątku musi być przypomnienie, że dopuszczenie finansowania projektów gazowych jest obwarowane tak ostrymi rygorami, że dochodzącymi do współczesnych możliwości technologicznych. Przy czym dla Polski jest to tym trudniejsze, że każdy kraj członkowski musi jasno określić datę wyjścia z węgla. A to już mogłoby być politycznie kosztowne. Czyli inwestycje gazowe tak, ale pod takimi warunkami, które są trudne do zrealizowania, szczególnie dla nas.
Wojna to wszechobejmujący chaos
Wojna najpewniej generalnie przyspieszy zieloną transformację. Jednak odnotowując takie opinie, trzeba zauważyć, że towarzyszy im kilka niepokojących zjawisk. Pierwsze zjawisko – transformacja energetyczna jest zakłócona przez wojenny kryzys energetyczny i bieżące problemy, które wydają się ważniejsze niż idea ochrony klimatu. Drugie – że podejmowane decyzje w kwestii transformacji energetycznej bywają niekonsekwentne, przypominające miotanie się od ściany do ściany. Trzecie – że Rosji udaje się wymuszać ustępstwa związane z embargiem i prowokować łamiące solidarność podziały.
Czyli widzimy sporo wojennego chaosu. Bo wojna jest chaosem, w którego odmętach pogrążają się nawet najlepiej zorganizowane i wyszkolone jednostki bojowe. To oznacza, że tempo i kształt zielonej transformacji jawią się, mimo formalnych zapisów dotyczących terminów czy zasad, dość mgliście.