Władysław Bartoszewski, znany z ciętych, ale i kontrowersyjnych wypowiedzi, przyrównał kiedyś Polskę do brzydkiej panny na wydaniu. Ot, takiej, która powinna się cieszyć, że znalazł się naiwniak, który łaskawie uderza do niej w konkury. Tylko nierozsądna brzydka panna śmiałaby pytać o to, czy będzie dla przyszłego męża partnerką, czy też jej miejsce pozostanie aż do starości przy garach. Ś.p. prezydent Lech Kaczyński ów rozsądek brzydkiej panny nazwał „polityką Jawohl”. Bierzemy, co nam dają, trzaskamy obcasami i siedzimy cicho, by nie wylecieć z klubu.
Już kilkuletnie dziecko po pierwszych doświadczeniach w przedszkolu zdaje sobie sprawę, że ten, kto w pewnym momencie nie przepycha się łokciami, bywa traktowany jak powietrze. Nasi politycy, jak widać, mogliby się od przedszkolaków dużo nauczyć. Od razu zastrzegam, że nie zamierzam czynić tu rozróżnienia na polityków tej czy innej opcji. W sferze deklaracji – bardziej buńczucznych bądź bardziej spolegliwych – można dostrzec różnice, natomiast, gdy przychodzi do praktyki, nasi decydenci, od lewa do prawa, bywają podobni. To nie za obecnych rządów, ale za czasów PiS przecież zgodzono się na bolesną podwyżkę cen gazu sprowadzanego z Rosji, wbrew deklaracjom, że czas się twardo postawić Gazpromowi. Z kolei ani poprzednia, ani obecna ekipa nie umie sobie poradzić z nagłaśnianym przez media faktem dyskryminacji polskich rybaków.
Tygodnik „Uważam Rze” przypomniał niedawno tę budzącą oburzenie sprawę. Polska flota rybacka na tle flot innych krajów UE jest niewielka. Mimo to bije rekordy pod względem ustawicznych kontroli, nasyłanych przez brukselskich urzędników. Bohaterowie filmu „Układ zamknięty” mogliby brać u nich korepetycje. Surowe i drobiazgowe kontrole obejmują m.in. zapisy pokładowe, mówiące o ilościach i gatunkach odławianych ryb. Domniemane przekraczanie limitu połowów wywołuje prawdziwe naloty eurourzędników. Przez ostatnie lata 800 naszych kutrów było kontrolowanych kilkanaście tysięcy razy, a – dla porównania – 3500 kutrów fińskich kilkadziesiąt razy. Zakładam, że te liczby nie wymagają dodatkowego komentarza…
Pierwsza reakcja – oczywiście, uwzięli się na Polskę. Jednak panowie z Brukseli próbowali podobnych metod wobec rybaków z innych państw bałtyckich. Spotkali się jednak ze zdecydowaną postawą tamtejszych decydentów. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że w Szwecji i Finlandii limity połowowe są nagminnie przekraczane. Nikt nie słyszał jednak o tym, by wywołało to lawinowe kontrole i szykany ze strony unijnych urzędów. W Polsce panuje błędne przekonanie, że unijna biurokracja jest na tyle wszechmocna i na tyle autonomiczna, że może dobrać się do skóry każdemu, niezależnie od tego, czy mu się to podoba, czy też nie. Nic bardziej błędnego. Jeśli z bilansu potencjalnych zysków i prawdopodobnych strat wyjdzie, że awantura może pociągnąć za sobą wysokie polityczne koszty, biurokratyczna amunicja zostaje w biurkach.
Pisałem już wiele razy, że urzędnicy i politycy powinni iść na korepetycje do przedsiębiorców. Jak pokazuje przykład firm, niesprawiedliwie traktowanych przez polskich urzędników, tylko medialne nagłośnienie sprawy i pozyskanie wiarygodnych sojuszników pozwala przejść z koszmaru rodem z „Procesu” Kafki do walki o swoje. Polscy rybacy to grupa zawodowa, która zmniejsza się niemal z roku na rok. To nie górnicy, którzy w sile kilkudziesięciu tysięcy chłopa przyjadą pod Sejm i przypuszczą szturm na wystraszonych posłów. Od czasu do czasu blokują co prawda lokalne drogi, ale kto by tam, oprócz lokalnych dziennikarzy, się tym zainteresował. Parafrazując klasyka – „Ile dywizji mają rybacy?”.
Gdyby los polskich rybaków został przez polskie państwo poświęcony w grze o strategiczne dla kraju sprawy – mówiąc prosto, przehandlowany – byłby to cynizm. Niestety, milczenia decydentów nie można tłumaczyć nawet cynizmem. Wygląda na to, że nikomu się nie chce podjąć skutecznych, z konieczności ostrych działań w tej sprawie. A przypominam, że swego czasu mieliśmy nawet efemeryczne Ministerstwo Gospodarki Morskiej…
Marzymy i mówimy o zbudowaniu silnej, wiarygodnej Marki Polska. Najlepiej dzięki sukcesom polskich przedsiębiorców. Wielkim błędem jest sądzić, że nasz wizerunek za granicą kształtuje tylko to, co sami zechcemy powiedzieć. Sytuacja, związana z bezradnością Polski wobec szykan, wymierzonych w jej obywateli, buduje niezwykle negatywny wizerunek jednego z większych państw Unii Europejskiej. Polska, choć ma potencjał i wszelkie przesłanki ku temu, by walczyć o to, co się jej należy, po prostu kapituluje. Nawet nie próbuje interweniować, a jeśli to robi, to jedynie po to, by mieć wymówkę – chcieliśmy, ale się nie dało… Zupełnie tak, jakby nasi urzędnicy zatrzymali się mentalnie dekadę temu, kiedy dopiero staliśmy u unijnych drzwi i musieliśmy być cisi, tudzież pokorni.
Brzydka panna na wydaniu może i nie powinna zachowywać się jak hollywoodzka gwiazda, ale też powinna pokazać, że się ceni. Kto bowiem chciałby mieć u swojego boku kogoś, kto sam nie jest pewien własnej wartości?
Autor: Arkadiusz Bińczyk
Źródło: miesięcznik Home&Market