Budowa zbiorników zaporowych na rzekach jest coraz częściej podawanym rozwiązaniem w ramach walki z suszą. Jest to jednak podejście błędne, gdyż woda w nich gromadzona nie może być skutecznie wykorzystana np. do celów rolniczych. Paradoksalnie, zbiorniki zaporowe powodują lokalnie susze. Wbrew głoszonej opinii, nie sprawdzają się również w przypadku powodzi.
WWF: Zbiorniki zaporowe pogłębiają suszę
Zbiorniki zaporowe to zbiorniki powstałe wskutek trwałego przegrodzenia rzeki zaporą, która piętrzy wodę. Wbrew powszechnie głoszonej opinii nie są one dobrym narzędziem w walce z suszą. Nie są wyposażone w odpowiednie systemy nawodnień, które rozprowadzałyby wodę do okolicznych terenów.
„Ich funkcjonalność można porównać do wanny postawionej na środku ogrodu – to, że w wannie będziemy mieć wodę, nie oznacza, że nasz ogród będzie dobrze nawodniony. Zbiorniki zaporowe działają punktowo, podnosząc poziom wód gruntowych tylko na niewielkim obszarze wokół zbiornika. Jednocześnie w dole rzeki dochodzi do erozji (obniżania się poziomu dna) i tym samym do obniżenia poziomu wód gruntowych, co powoduje lokalnie susze” – mówi Alicja Pawelec z WWF Polska. „Woda stojąca w zbiorniku paruje szybciej, niż ta niesiona rzeką lub zatrzymana w mokradle, więc paradoksalnie zbiorniki zaporowe przyczyniają się do szybszej utraty wody, którą powinniśmy zatrzymywać w krajobrazie” – dodaje.
Zbiorniki zaporowe nie zabezpieczają przed powodzią
Od zbiorników zaporowych oczekuje się spełniania wielu funkcji, które są ze sobą sprzeczne. Mają one retencjonować wodę i są nią wypełnione przez cały rok, lecz z drugiej strony przypisuje się im działanie przeciwpowodziowe. Aby były gotowe na przyjęcie fali powodziowej, musiałyby być puste. Zbiorniki zaporowe mogą pomieścić jedynie określoną ilość wody – rezerwę powodziową. W momencie gwałtownych wezbrań woda zaledwie do pewnego momentu będzie wstrzymana, potem przeleje się lub zostanie spuszczona, potęgując siłę i prędkość fali powodziowej. Skuteczność zbiorników zaporowych w przeciwdziałaniu powodzi, mimo deklaracji władz, jest praktycznie żadna. Jednym z tego przykładów jest zbiornik na Srebrnym Potoku w Elblągu. Pojemność powodziowa tego zbiornika wypełnia się w 35 minut, podczas gdy poważne opady powodziowe, które dotknęły to miasto w 2017 trwały 2 dni.
Zbiorniki zaporowe – inwestycja szkodliwa i nieopłacalna
Budowa i utrzymanie zbiorników zaporowych generują ogromne koszty, często wiążą się z też one z koniecznością przesiedlenia całych osad. Bezpowrotnie tracone są tereny o wartościach historycznych, kulturowych, rolniczych i przyrodniczych. Zbiorniki te często nie mogą pełnić zakładanych funkcji rekreacyjnych i turystycznych ze względu na zakwity toksycznych sinic.
Niechlubnym przykładem marnowania publicznych pieniędzy jest zbiornik Malczyce na Odrze, którego budowa rozpoczęła się w 1997 roku. W czerwcu 2018 r. minister Gróbarczyk uroczyście otworzył śluzę zapory, lecz budowa całego obiektu nie została do tej pory dokończona. Zgoda na budowę stopnia została wydana pod warunkiem uruchomienia programu, który miałby zapobiec erozji dna poniżej zapory, czyli zapobiec tym samym przesuszeniu doliny i obniżeniu poziomu wód gruntowych. Inwestor nie wykonał tych warunków środowiskowych i zamiast programu zapobiegania erozji dna zbudowany zostanie… kolejny stopień wodny na Odrze (w okolicy Lubiąża)! Jak do tej pory ta szkodliwa i naruszająca prawo inwestycja kosztowała podatników 1,2 miliarda złotych, a to jeszcze nie koniec wydatków.
Jak zatem walczyć z suszą?
Aby przeciwdziałać skutkom suszy powinniśmy renaturyzować rzeki i odtwarzać mokradła, które gromadzą wodę. Naturalne tereny podmokłe, rozproszone w krajobrazie i mające łączność z wodami gruntowymi są najlepszym sposobem retencji. Musimy także odejść od regulowania rzek, prowadzenia szkodliwych prac utrzymaniowych i inwestycji na rzekach, takich jak rozwój żeglugi śródlądowej, budowa zapór, hydroelektrowni czy zbiorników zaporowych (retencyjnych) na rzekach.
Źródło: WWF