Patriotyzm gospodarczy w czasie kryzysu

Rozmowa z dr. Jackiem Janiszewskim, byłym ministrem rolnictwa w latach 1993 oraz 1997-1999, organizatorem Welconomy, jednego z największych forów ekonomiczno-gospodarczych w Polsce.

Susza i załamanie gospodarcze wywołane epidemią koronawirusa to problemy, z którymi zmaga się branża rolno-spożywcza. Ministerstwo rolnictwa, chcąc wesprzeć lokalnych przedsiębiorców, opublikowało listę firm mleczarskich, które importują mleko, zamiast kupować od polskich rolników. Są na niej np. OSM Giżycko i Polmlek. Czy to słuszny kierunek?

Bylibyśmy w poważnych tarapatach, gdyby inne kraje UE zastosowały podobną politykę, bo lista zagranicznych firm sprowadzających żywność z Polski jest kilka tysięcy razy dłuższa, niż lista polskiego resortu rolnictwa. Likwidując ten kanał zbytu, zostałyby nam ogromne nadwyżki żywności, których nie bylibyśmy w stanie zagospodarować.

Czego brakuje w publikacji MRiRW?

Polskie firmy importują mleko w niewielkim zakresie – mleko sprowadzone do Polski w pierwszym kw. br. stanowi poniżej 1% prowadzonego w tym okresie w naszym kraju skupu tego produktu (dane za Związkiem Polskich Przetwórców Mleka). W dużej mierze importujemy tzw. mleko ekologiczne, którego na polskim rynku po prostu brakuje. W Polsce mamy rosnące zapotrzebowanie na ekologiczne produkty mleczarskie przy jednoczesnym deficycie tego mleka u producentów. W związku z tym niektóre firmy, np. OSM Piątnica, decydują się na sprowadzenie surowca zza granicy.

Takich informacji w publikacji ministerstwa rolnictwa nie ma, więc załączony do zestawienia komentarz nie prezentuje rzeczywistego obrazu działań podejmowanych przez wymienione firmy. Ministerstwo rolnictwa, poddając w wątpliwość patriotyzm gospodarczy polskich zakładów mleczarskich, godzi w ich dobry wizerunek i uderza w relacje, jakie od lat budują z konsumentami i dostawcami mleka.

Jakie Pańskim zdaniem działania powinien więc podjąć resort, by faktycznie wesprzeć polskich przedsiębiorców i rolników?

Antagonizowanie jednych przeciwko drugim nie jest dobrą drogą, zwłaszcza w sytuacji zbliżającego się kryzysu i przewidywanego wzrostu bezrobocia. Dużo lepszym rozwiązaniem jest objęcie ochroną tych, którzy usiłują przetrwać na rynku i nie chcą zwalniać. Dlatego ministerstwo rolnictwa, chcąc przysłużyć się polskim rolnikom i polskim mleczarniom – zamiast niesłusznie je piętnować – powinno np. wesprzeć apel prezesa Grupy Mlekovita Dariusza Sapińskiego do wicepremier Jadwigi Emilewicz, który w imieniu całej branży rolno-spożywczej prosi o przyjęcie nowych regulacji w tzw. tarczy antykryzysowej. Jednym ze zgłaszanych postulatów jest wprowadzenie w obrocie handlowym obligatoryjnego, 14-dniowego terminu płatności za dostarczone do sieci handlowych produkty. Innym, aby firmy mogły skorzystać ze wsparcia w ramach tarczy antykryzysowej wyłącznie w sytuacji, gdy będą na bieżąco regulowały swoje zobowiązania. Kolejny punkt, który może poprawić kondycję branży rolno-spożywczej, to całkowite zniesienie zakazu handlu w niedzielę. Takie rozwiązania mają szansę wzmocnić m.in. przetwórców żywności.

Z jakimi problemami aktualnie zmaga się branża?

Około 25% przychodów polskich firm spożywczych pochodzi z eksportu, więc wszelkie zakłócenia w tym obszarze mają istotny wpływ na krajowe przedsiębiorstwa spożywcze oraz na rolnictwo. Problemy z unijnym transportem samochodowym oraz zamknięcie placówek gastronomicznych w Polsce i innych krajach Unii spowodowały ogólne obniżenie się popytu na wielu rynkach rolno-spożywczych. Do tego dochodzi np. spadek cen bydła i świń, wahania na rynku zbóż, trudności w sprzedaży surowca – można długo wymieniać.

Który obszar jest szczególnie zagrożony?

Problem dotyczy niemal wszystkich. Grupą, która dość mocno odczuła zawirowania związane z pandemią koronawirusa na świecie, są producenci bydła. Trzeba pamiętać, że ponad 80% krajowej produkcji wołowiny trafia na eksport. A jednym z najważniejszych odbiorców są Włochy. Obecnie, z uwagi na sytuację epidemiczną w tym kraju, wysyłki mięsa do Włoch zostały w praktyce wstrzymane. Pandemia koronawirusa i związane z nią zakłócenia w łańcuchu dostaw zaczynają mieć negatywny wpływ także na polski rynek mleka. Największe zawirowanie związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa może dotyczyć mleka w proszku, bo Polska jest znaczącym producentem odtłuszczonego mleka w proszku oraz serwatki. Produkty te w przeważającej większości trafiają na eksport.

Mlekovita podała niedawno, że w pierwszym kwartale br. wyeksportowała produkty o wartości 400 mln zł; wartość eksportu firmy wzrosła o 30% w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku. OSM Giżycko eksportuje ok. 80% swoich produktów; w pierwszym kw. br. ich wartość wyniosła 120 mln zł. To świetne wyniki, zwłaszcza w czasie kryzysu.

Na eksport idzie ponad 30% wszystkich polskich produktów spożywczych, z tego ponad 80% do UE – wynika z danych Polskiej Federacji Producentów Żywności.  Sytuacja, w której nie byłoby transakcji eksportowych, nie tylko pozbawiłaby nasz kraj możliwości zagospodarowania nadwyżek produkcyjnych, ale tysiące polskich rolników zostałoby pozbawionych źródła utrzymania. Wiązałoby się to również z likwidacją miejsc pracy, gdyż zamknięta zostałaby produkcja wyrobów kierowanych głównie na rynki eksportowe.

To m.in. poprzez rozwój na światowych rynkach rośnie siła i rozpoznawalność marek, co w obecnej sytuacji rynkowej szczególnie przekłada się na utrzymanie miejsc pracy oraz możliwość odbioru mleka od polskich rolników. Nie zapominajmy, że stoimy w obliczu kolejnej klęski żywiołowej, czyli panującej suszy. Jej konsekwencje mleczarnie odczują jesienią. Przedsiębiorcy z branży są tego świadomi i podejmują starania, by chronić i utrzymać swoich dostawców.