Gdyby nie miliony cierpiących pacjentów oraz setki tysięcy zmarłych i największa od 100 lat recesja gospodarcza uważałbym pandemię za błogosławieństwo – napisał Juliusz Bolek – Przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu.
Epidemia koronawirusu spowodowało to czego mimo nawoływać ekologów, wielu konferencji polityków i dyplomatów na całym świecie nie potrafiło uczynić. Otóż na naszych oczach konsumpcja energii, przede wszystkim ropy naftowej, gwałtownie się skurczyła co błyskawicznie korzystnie wpłynęło na środowisko. Przy okazji cena płynnej energii osiągnęła rekordowe niskie ceny.
Wyhamowała też bezmyślna konsumpcja. Ludzie przestali wydawać pieniądze na rzeczy, których nie potrzebują, bo zamknięto sklepy, restauracje i bary a także zabroniono się im przemieszczać. Wydało się jak wiele niepotrzebnych potrzeb zaspokajają konsumenci pod wpływem reklam.
Zaistniała sytuacja bardzo mi pasuje. Nie ma kolejek w sklepach. Nie ma korków na ulicach. Jest mnóstwo wolnych miejsc na parkingach. Już nikt nigdzie się nie spieszy. Naprawdę to mi się bardzo podoba!
Odżyła przyroda. Jak tylko zamarł ruch zwierzęta ciekawie zajrzały do miast. Okazało się, że to teraz ludzie siedzą w klatkach, a zwiedzającymi są czworonogi. To bardzo pouczające. Inny przykład to niespodziewane oczyszczenie wody w Wenecji, ale jak należy się domyślać nie tylko tam. To tylko symptomy tego co się dzieje, kiedy największy szkodnik na Ziemi został sparaliżowany.
Świat zwolnił i okazało się, że był to szaleńczy pęd bez sensu, oczywiście w imię rosnącej konsumpcji ponieważ ona napędzała zysk, skrywany pod maską źle rozumianego postępu. Ten zysk był jednak stratą. Dobrze by było, żeby cywilizacja potrafiła się opamiętać i wyciągnąć wnioski z lekcji jaką dostała od pandemii.
Juliusz Bolek – Przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu
Źródło: „Zyski i straty”