Po zbrodni w Las Vegas dokonanej przez psychopatę z nielegalnie posiadanej broni, Tomasz Wróblewski rozprawił się z mitem (wpis po sąsiedzku), że zakaz posiadania broni, której amerykanie od zawsze mieli od groma, coś zmieni. Psychopaci, samobójcy, gangsterzy, terroryści zawsze znajdą sposób by zabić, choćby też siebie. Ale najbardziej przekonała mnie opowieść znajomego Tomka Wróblewskiego z USA: „ Kiedy widzę, że naprzeciwko mnie, ciemną ulicą idzie samotna kobieta, to przechodzę na drugą stronę. Jest duże prawdopodobieństwo, że trzyma w kieszeni rękę na spuście.” Podobnie sytuacja przedstawia się gdy chodzi o broń nuklearną – podkreśla w najnowszym wpisie na blogu Jerzy Wysocki.
Za likwidacją broni nuklearnej jest Kampania na rzecz Zniesienia Broni Nuklearnej (ICAN). Uznał to Norweski Komitet Noblowski i przyznał pokojową nagrodę Nobla. Formalnie nie ma się do czego przyczepić. Nie wiadomo, czy jest organizacja pozarządowa domagająca się zaprzestania produkcji noży, łomów czy siekier. Ale śmiało można przyjąć, że od tych narzędzi, na całym świecie, giną ludzie na masową skalę. Od czasów Hiroszimy i Nagasaki (łącznie ponad 100 tysięcy ofiar) od broni jądrowej nie użyto już w warunkach bojowych nigdy później. Nikt nie zginął.
Paradoksalnie to brzmi, ale właśnie niszczycielska moc ładunków jądrowych nie tylko zakończyła II Wojnę Światową, ale jej istnienie zapewniło względny pokój i brak konfliktów militarnych pomiędzy atomowymi mocarstwami na kolejne ponad 70 lat. Szczególnie odstraszającą moc atomu poznać było można w okresie Zimnej Wojny, gdy ZSRR był już jego posiadaniu. Kolejny paradoks, prowadzący do zadziwiającej może tezy, iż rakiety dalekiego zasięgu przenosić mogą ładunki atomowe, ale póki co zapewniają pokój na świecie. Powszechne i słuszne jest przekonanie, że kto pierwszy wystrzeli, ten drugi zginie. I dlatego nie strzela.
W lipcu tego roku ONZ przyjęło niby jakiś traktat zakazujący broni nuklearnej. To właśnie nagrodzony Noblem ICAN lobbował za przyjęciem traktatu. Problem w tym, że wszystkie potęgi atomowe zbojkotowały to posiedzenie. Trudno się temu dziwić. Żaden kraj nie osłabi swojej potęgi militarnej. Można wdrażać porozumienia o redukcji arsenałów jądrowych jak amerykańsko–radzieckie SALT I i SALT II. Mocarstwa mogą próbować powstrzymać kolejne kraje przed uruchamianiem programów nuklearnych. Ale i tak przynosi to mierne rezultaty.
Najlepszy przykład Korea Północna, której reżim konsekwentnie rozwija program nuklearny, być może posiadając już możliwość ataku atomowego na zachodnie wybrzeże USA. I co świat na to? Słowa Donalda Trumpa brzmią coraz groźniej lecz eksperci wojski rozkładają ręce. Uderzenie wyprzedzające jest możliwe, ale skutkiem będzie odpalenie przez Kima rakiet na Seul, amerykańską bazę na wyspie Guam, może i na Japonię i dalej.
Nakładane na Pjongjang sankcje nic nie dawały. Postawa Chin jest nie do przewidzenia ale raczej nie odetną dostaw ropy w obawie przed całkowitą katastrofą i anarchią szalonego sąsiada z bronią atomową. Kim Dzon Un może więc raczej spać spokojnie i wygrażać Ameryce. Póki co, do nikogo nie strzelił. Kim z broni jądrowej nie zrezygnuje. Nic innego nie posiada. Gospodarka w ruinie, wygłodniała ludność i gigantyczna armia lecz z mocno przestarzałą bronią konwencjonalną. Zamrożony konflikt zbrojny może trwać w tym rejonie świata w nieskończoność. Nie znaczy to, że należy tyrana przestać nękać i zwalczać. Ale na pewno nie znaczy, że trzeba się rozbrajać.
Nie należy szydzić z decyzji Komitetu Noblowskiego, chociaż żartem historii jest, iż fundator nagrody swojego imienia przeszedł też historii jako wynalazca…. dynamitu a od wybuchu nitrogliceryny zginał jego bart Emil. ICAN niech też robi swoje, i tak nic nie zrobi. Ale lepiej trzymać w kieszeni rękę na spuście, o czym pisał Wróblewski.