Wsparcie firm dla kultury jest reaktywacją mecenatu

Artyści stali się niezależni, co wiąże się z dużym ryzykiem znalezienia sponsora – mówi w rozmowie z naszym portalem Maria Wollenberg-Kluza, uznana prekursorka malarstwa refleksyjnego, obchodząca w tym roku jubileusz 70-tych urodzin.

 

Z okazji jubileuszu 70-tych urodzin odbył się szereg wystaw Pani dzieł. Jedną z nich, w Narodowym Centrum Kultury w Galerii Kordegarda, zatytułowała Pani „Camino ” (droga). Czy przemiany historyczne wpływały na Pani artystyczną drogę?

W moim działaniu jest sporo przekory. To w lipcu 1981 r. pokazałam cykl obrazów, o których można powiedzieć, że były to prace z kontekstem politycznym – „Obrazy z Norwida”. Wystawa miała miejsce w Galerii Kordegarda w tej samej sali, co obecna „Camino”. Nauczyłam się od Norwida, że mówiąc tylko o człowieku, o jego przemyśleniach, odczuciach, emocjach, można wiele powiedzieć o współczesności.

(pracownia)Wnetrze ol. pl. 120x105cm 2013rJak zapewne Pan zauważył, moje malarstwo nie jest malarstwem reportażowym, jest malarstwem ze sfery duchowości człowieka a nie rejestrem zdarzeń. Malując wówczas, przeszło 30 lat temu, obrazy „Klaskaniem mając obrzękłe prawice”, „Jam myślał wprost przeciwnie…”, czy „Płomień w niebo rzucę ofiarny”, albo „Słowianin”, chciałam przekazać widzowi coś więcej niż tylko cytaty z Norwida. To były niewątpliwe aluzje do czasu, w którym powstawały. Nie były to ilustracje utworów, raczej analiza postaw, zamyślenie, refleksja.

Człowieka obserwuję zawsze – i wtedy i teraz. Zapewne czytelne jest to w obrazach „Camino”. Pokazuję w nich człowieka zabieganego, osaczonego miastem, współczesnością, z czym stara się uporać. Znów przytoczę tytuły prac: „Quo vadis”, „Wyścig”, „Zaułek”. Zarazem mój człowiek jest energiczny, pełen optymizmu i nadziei, on sobie poradzi.

Zapewne podobny podtekst historyczny miały obrazy z cyklu „Ursynów”. Powstawały prawie bezwiednie, przy malowaniu innych tematów, są to obrazy z lat 80-tych, w pewnym sensie opowiadają o tamtych czasach. Zawsze poświęcam swoje prace człowiekowi bez względu na to, czy jest to jedna postać, czy zmultiplikowana, czy tłum, czy jedynie tylko symbol, tzw. „obecność”; szukam sfery uczuć, czasem opowiadam o namiętnościach, czasem o stanach zadumy. Są to stany ducha między pewnością siebie a wątpliwościami.

W moich obrazach występuje wieloznaczność, co stwarza szerokie możliwości do interpretacji. Nie rozwiążę zagadki ludzkiego bytu, ale mogę wieść rozmyślania na temat życia i śmierci, na temat Tajemnicy Istnienia. Tak więc na swoich płótnach prowadzę dialog o życiu, o sztuce, o powinnościach społecznych – moralnych, czyniąc to na płaszczyźnie artystycznej i wyobrażeniowej. Jest to, można rzec, poetycka metafora obrazowania ekspresyjnym kolorem, formą pełną gestu – ruchu, dynamiki z poczuciem niejednoznaczności fabuły obrazu. Wszystko to oddaje moje nastroje, a ja w ten sposób proponuję dyskurs z widzem.

Pani obrazy trafiały setki razy na wystawy zagraniczne, więc mogła Pani z pewnej perspektywy spoglądać na wydarzenia w Polsce. Czy taka perspektywa odcisnęła się na Pani twórczości?

Wystawy zagraniczne mniejszy mają wpływ na moje obserwacje, zwłaszcza, że zbiorowe przeważnie odbywały się bez mego osobistego udziału. Natomiast indywidualne, to też przede wszystkim okazja do konfrontowania swojej sztuki z innym odbiorcą. W każdym przypadku jest to działanie ukierunkowane na odbiór moich poczynań i wzbogaca mnie o takie doświadczenia.

Pobyty za granicą o innym charakterze mają zapewne większy wpływ na widzenie spraw polskich z dalszej perspektywy. Różne to były wyjazdy np. pobyt w Hiszpanii na stypendium rządu hiszpańskiego, gdzie musiałam wtopić się w codzienne życie tego kraju. Odbyłam też dłuższe podróże do Norwegii, Turcji – krajów o zupełnie innej zamożności i innych priorytetach w życiu, innej kulturze, innych tradycjach. Może najbardziej owocne w przemyślenia były wyjazdy do Włoch na Międzynarodowe Kongresy Stowarzyszenia Kultury Europejskiej SEC, którego jestem członkiem. Tu niezmiernie cenny był kontakt z artystami, intelektualistami z całego świata. Znakomite wystąpienia, dyskusje… Jednak nie jestem przekonana, aby to zmieniło istotę mojej twórczości, zapewne wzbogaciło i poszerzyło pole widzenia.

Najwięcej skorzystałam ja i moje malarstwo na przyjaźniach z pisarzami. Większość z nich już nie żyje. Z żalem wspominam brak rozmów ze Zbyszkiem Jerzyną, Piotrem Kuncewiczem, Romanem Śliwonikiem, Krzysztofem Gąsiorowskim, Zygmuntem Trziszką oraz serdeczny kontakt z Wojciechem Siemionem, czy z tak wielkim artystą jak Józef Szajna. Te rozmowy były wzajemnie inspirujące dla mnie, ale i Oni napisali wiele utworów zadedykowanych mojej twórczości, konkretnym obrazom.

Pani wystawa w warszawskiej Galerii Delfiny, której patronem medialnym jest m.in. „Polska the Times”, nosi tytuł „POLSKI LISTOPAD”. Tytułowy listopad to symbol naszych dziejów i roli, jakiej odegrali w niej twórcy?

Tak się składa, że w dziejach Polski można mówić i o „polskim sierpniu”, i o „polskim październiku”, nie tylko listopad zaznaczył swoje symboliczne znaczenie. Listopad w mojej twórczości jest szczególny. To miesiąc wyzwolenia Ojczyzny. Ja w swoim malarstwie odwołuję się do tradycji romantycznej, zwłaszcza do Romantyzmu w literaturze. Jak pamiętamy ten kierunek zwracał szczególną uwagę na idee niepodległościowe, co w Polsce będącej wówczas pod zaborami, jeszcze bardziej było widoczne. Wręcz podstawowe. Myśl romantyczna poza aspektem narodowym wsłuchiwała się w odczucia, prowadziła do poznania „duszy świata”.

Polska wydała wspaniałych romantyków pisarzy – Słowackiego, Norwida, Krasińskiego, Mickiewicza, ale i muzyków np. Chopina. Ta wystawa w Galerii Delfiny jest wystawą prac o tematyce muzycznej. Czołowe miejsce zajmuje na niej twórca polskiej niepodległości – muzyk, Ignacy Paderewski. Znów przytoczę tytuły obrazów: „Po pierwsze Ojczyna”, „Rok 1918”, „Przed koncertem”, „Portret I. Paderewskiego”. Postać Paderewskiego to postać bezprecedensowa – wielki artysta, wielki patriota, polityk i niezwykle hojny filantrop, który aż po czasy II wojny światowej wspierał naród polski. A tak dodatkowo: Paderewski urodził się 155 lat temu w listopadzie, 6 listopada.

Listopad przypomina nam również powstanie listopadowe – ten jeden z pierwszych zrywów niepodległościowych narodu i jego konsekwencje, Wielką Emigrację. W ten nurt wpisują się moje obrazy poświęcone Chopinowi z motywami mazowieckimi, warszawskimi… a także „Polonez nad Sekwaną”.

Jaka jest dzisiaj kondycja i znaczenie środowisk twórczych? Mogą liczyć na mecenat nie tylko państwowy, ale też prywatny?

Jak świat światem nigdy artyści nie byli zamożnymi ludźmi, może wyjątek stanowi tu okres Renesansu i to głównie we Włoszech. Pamiętajmy, że mecenasi byli szczodrzy, ale mieli wymagania. Przez całe wieki sztuka była realizowana na zamówienia. To na zamówienia powstały największe dzieła sztuki, którymi się teraz zachwycamy.

Z takimi zamówieniami już nie mamy do czynienia. Artyści stali się niezależni, co wiąże się z dużym ryzykiem znalezienia sponsora. Nie zawsze udaje się przekonać sponsora do swoich racji, do racji swoich wyborów. Artysta próbuje stawiać warunki z bardzo różnym skutkiem. Często bywa, że artysta nie znajduje zrozumienia wśród odbiorców lub jest zbyt niecierpliwy, a musi z czegoś żyć, porzuca sztukę na rzecz chałtury. Cóż, pieniądze z reguły zdobędzie, ale powroty do sztuki są wówczas trudne. Odszedł od kształcenia warsztatu, odszedł od swoich idei, a boi się zaryzykować ponownym ubogim egzystowaniem.

Tanczacy wsrod fal ol. pl. ol.pl. 90x105cmNa mecenat państwowy, w moim przekonaniu, nie można szczególnie liczyć, ten od kilkudziesięciu lat kieruje się sympatiami politycznymi. Mecenat prywatny w Polsce jest osobliwy. Bardzo zamożni ludzie kupują obrazy ze względu na podpis. Znane nazwiska osiągają wysoką cenę, czasem niezasłużenie. Szczęśliwie, od pewnego czasu obserwuję zachętę dla nabywców do kupowania od młodych twórców. Są to ceny niezbyt wygórowane, z nadzieją podwyższenia wartości po latach. I to jest bardzo dobre. To daje nadzieję młodym, dodaje wiary w sens uprawiania sztuki i chociażby w podstawowym wymiarze ułatwia im pozostanie w wymarzonym zawodzie. Z upodobaniem chodzę na liczne wernisaże i widzę, jak wielka jest potrzeba tworzenia i wystawiania swoich dzieł zwłaszcza wśród młodych twórców. To piękne. Oby tylko nie zabrakło im zapału przy pierwszych trudnościach, aby nie zrezygnowali, aby wytrwali.

Ja z perspektywy swoich 70 lat życia nie liczę na żadnych sponsorów, mnie udało się malować to, na co mam ochotę – duża tu zasługa mego męża. Ja nie sprzedaję swoich obrazów i czynię to programowo. W młodości zdarzało się sprzedawać obrazy po zupełnie dobrych cenach. Najlepszym zakupem, była sprzedaż prawie całego cyklu prac do Biblioteki im. C. Norwida w Elblągu „Obrazy z Norwida” .

Wystawy są miejscem dialogu, przeważnie dialogu na odległość, twórcy i widza, i to jest to, bez czego nie potrafiłabym tworzyć. Do tego typu działań konieczne jest posiadanie dużej ilości prac. Jest też inne dobre rozwiązanie. Wystawy zbiorowe. Tu wystarcza jedna lub kilka nowych prac. Ma to swoje jeszcze inne dobre strony. Jest okazją do konfrontacji między artystami. Dla widza zaś okazją do zapoznania się z dużą gamą propozycji twórczych. Tę formę wystawiania szczególnie zalecałabym młodym twórcom. Trzeba czasu, aby przyzwyczaić widza do swojego widzenia świata, do swojego sposobu malowania. Sposób malowania, ewentualnie konwencja malowania jest kwestią wyboru artysty. Sam musi określić, jaki sposób obrazowania jest mu najbliższy, jaki najtrafniej przekaże jego myśli, odczucia. Nie zawsze wybór artysty jest zgodny z gustami, upodobaniami odbiorców. Tu sprzymierzeńcem artysty bywa czas.

Są firmy systematycznie wspierające kulturę. Na przykład sieć sklepów Biedronka właśnie zakończyła pierwszą edycję literackiego konkursu „Piórko 2015. Nagroda Biedronka za książkę dla dzieci”. Takie inicjatywy nie zastąpią państwowego mecenatu, ale czy mogą być jego ważnym uzupełnieniem?

Konkursy, o których Pan wspomina są czymś na kształt reaktywacji sztuki na zamówienie, reaktywacji mecenatu. Tego typu konkurs jest nie tylko wsparciem dla twórców, jest odpowiedzią na zapotrzebowanie odbiorców. Czyż nie pragniemy, aby książki, jakie trafiają w nasze ręce a zwłaszcza w ręce naszych dzieci, były piękne? Biedronka, zauważyłam, ma ambicje wspierania książek ciekawie opracowanych, książek z pomysłem, np. książka o ks. Twardowskim w opracowaniu graficznym Janusza Golika.

Od pewnego czasu zauważa się ambitne promowanie sztuki, zwłaszcza młodych twórców, przez sektor finansowy.

Na tym tle znacznie gorzej przedstawia się mecenat państwowy, gdzie trudno wyczuć przemyślaną potrzebę wspierania artystów opartą o szeroką wiedzę na temat roli sztuki. Mecenat państwowy chętnie oddaje się do dyspozycji grupie ludzi o określonym guście wspartych silnym lobbingiem.

Przez wieki wspaniałym mecenasem sztuki były kościoły, czego efekt do tej pory możemy podziwiać. Obecnie Kościół w Polsce, wbrew utartym poglądom, nie jest bogaty, toteż i zamówienia są skromniejsze. Zarówno tu jak i przy mecenacie świeckim ogromną rolę odgrywa gust, bywa, że i zbyt pochopne, nieprzemyślane propozycje artystów, co niestety nie daje dobrych rezultatów.

Każde miejsce ma swoją specyfikę, do każdego trzeba indywidualnie projektować. Ta odpowiedź na indywidualne zamówienie wcale nie zmusza artysty do zejścia ze swojej drogi twórczej, jedynie zmusza do wysiłku w rozwiązaniu tematu w zgodzie z własnym widzeniem świata i oczekiwaniami zamawiającego. Poprzez dyskusje, projekty można dojść do kompromisu korzystnego dla obu stron. Tak zresztą bywało w dawnych wiekach. Sztuka na tym nie traciła.

 

Rozmawiał Bogusław Mazur