Reprywatyzacyjny wstyd

Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”

Spór wokół nieprawidłowości przy postępowaniach reprywatyzacyjnych w Warszawie stał się paliwem dla politycznej walki. Powinien być jednak powodem do solidarnego, ponadpartyjnego wstydu dla całej klasy politycznej – ściślej mówiąc, dla wszystkich tych środowisk, które w Trzeciej Rzeczypospolitej miały okazję dzierżyć ster rządów. Skoro bowiem 26 lat to za krótki czas, by rozwiązać kwestię roszczeń byłych właścicieli, to jak oczekiwać od obywateli zaufania do państwa? Mam na myśli zarówno byłych właścicieli, jak i lokatorów budynków, które zostały bądź mogą zostać oddane – wyjaśnia Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.

W tym, co media ochrzciły mianem „afery reprywatyzacyjnej”, istotne jest nie tylko to, czy zarzuty są słuszne, czy też bezpodstawne. Nie mniej ważna jest odpowiedź na pozornie banalne pytanie: dlaczego państwo polskie nie wypracowało do tej pory takich regulacji prawnych, które pozwoliłyby na szybkie załatwienie kwestii reprywatyzacyjnych i które wyeliminowałyby (a przynajmniej znacznie ograniczyły) patologie? Pytanie oczywiste, ale jakoś nikt z polityków nie kwapi się z odpowiedzią.

Zdecydowana większość państw naszego regionu rozwiązała sprawę roszczeń byłych właścicieli już dawno. W mniej lub bardziej zadowalający sposób, niemniej ten proces jest tam już zamknięty. Polska, zamiatając temat pod dywan, tylko pomnożyła problemy. Co niestety widać dziś jak na dłoni.

Wskazuje się na nadużycia przy handlu roszczeniami. Jest faktem, że wiele roszczeń wykupiono za grosze, bądź to żerując na ludzkiej nieświadomości, bądź wykorzystując trudną sytuację dawnych właścicieli i ich spadkobierców. Zgoda, ale tu znowu trzeba zadać proste pytanie: czyż nie jest to efektem braku prawnej regulacji? Czy gdyby od lat obowiązywała ustawa reprywatyzacyjna, możliwe byłyby oszustwa? Przecież ktoś, kto może odzyskać mienie bądź uzyskać stosowne odszkodowanie, nie będzie sprzedawał swoich praw za ułamek rzeczywistej wartości.

Za ewentualne naruszenie prawa bądź lekceważenie obowiązków urzędnicy muszą odpowiedzieć – jeżeli zarzuty się potwierdzą. Obawiam się jednak, że atmosfera wokół całej sprawy bije najbardziej nie w prezydent stolicy, nie w urzędników, a w Bogu ducha winnych byłych właścicieli i ich spadkobierców. Bo Ratusz już wstrzymał wszelkie postępowania ws. zwrotu nieruchomości – mimo, że od niedawna obowiązuje tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna, która w końcu reguluje tryb związany z roszczeniami warszawskimi. To trochę tak, jakby zamknąć do wyjaśnienia wszystkie warszawskie restauracje, bo w kilku z nich Sanepid stwierdził rażące warunki.

Opinia publiczna, jeśli nawet w większości nie jest przeciwko zaspokojeniu roszczeń, to nie widzi powodu, dla którego miałaby pretensje dawnych właścicieli wspierać. A już szczególnie w przypadkach, gdy zwrot kamienicy oznacza problemy dla jej lokatorów. Sposób prowadzenia debaty wokół stołecznych reprywatyzacji powoduje, że dla wielu ludzi zwrot mienia będzie równał się nadużyciom. I być może politycy znowu zyskają pretekst do tego, by zwlekać z załatwieniem palącej sprawy.

A przecież reprywatyzacja ma szerszy kontekst, niż warszawski czy polski. Dla wielu środowisk z zagranicy jest miernikiem wiarygodności państwa polskiego. Także wiarygodności jako miejsca lokowania inwestycji. Polska ma dzisiaj faktycznie szansę – po zawirowaniach w Europie – przyciągnąć znaczący kapitał. Żeby tak się stało, to oprócz obiecujących perspektyw dla naszej gospodarki niezbędne jest także mocne zaufanie do państwa. To, czy Polska szanuje prawa nabyte, czy umie wypracować kompromis w trudnych sprawach, jest dla budowy takiego zaufania szalenie ważne.
Jak najszybsze rozwiązanie problemu niezwróconego mienia to sprawa ponadpartyjna. Na razie wszystkie znaczące siły polityczne deklarują wolę pracy nad stosownymi przepisami. Oby tym razem zgoda w sferze deklaracji zaowocowała zgodnymi pracami nad dobrym, sprawiedliwym prawem.

Nie wszyscy na świecie kochają Polskę i nie wszystkim leży na sercu jej dobry wizerunek. Zróbmy więc sami co w naszej mocy, by na ten pozytywny, budzący zaufanie wizerunek rzetelnie zapracować.

Źródło: http://krzysztofprzybyl.natemat.pl/189133,reprywatyzacyjny-wstyd