Poezja i proza życia są blisko siebie

– CSR, w odróżnieniu od altruistycznej działalności charytatywnej, wydaje mi się ukierunkowany w gruncie rzeczy na pieniądze i nie ma w tym nic złego, jeśli pamięta się, że rachunku tutaj nie da się tak prosto i bezpośrednio policzyć – mówi w rozmowie z RaportCSR.pl Agnieszką Żądło, poetka, reporterka, fotograf i menedżer kultury.

 

Duino marzec portretZajęła Pani III miejsce w XI edycji Międzynarodowego Konkursu Poetyckiego Castello di Duino. Mówiła Pani, że zaskoczyło to Panią. Dlaczego? Może to nadmiar skromności?

A Pana by nie zaskoczyło? Wysłałam mailem jeden wiersz napisany w kilka minut. Oczywiście, z emocji zbierających się miesiącami, ale raptem kilkanaście wersów. Wysłałam i zapomniałam. A potem po kilku miesiącach, o drugiej w nocy zajrzałam, jak nigdy, do skrzynki pocztowej w telefonie i zobaczyłam „III miejsce – Agnieszka Żądło, Polonia”.

Wszystkie biografie podpowiadają, że w takiej sytuacji trzeba być zaskoczonym. Ale może to przestarzałe podejście? Na Demotywatorach ostatnio przeczytałam, że skromność jest cechą ludzi niezdolnych i brzydkich (śmiech).

Co Panią zainspirowało do napisania „Adriatyku”?

Adriatyk! W okolicy Kraljevicy w Chorwacji. Tytuł należy odbierać dosłownie. Prażyło lipcowe słońce, a ja stałam sama nad brzegiem morza, trzymałam w ręku ciepły kamień i myślałam nad tym, jak cudownie byłoby odwrócić jego właściwości. Dlaczego on nie mógłby być czymś przyjemnym, co uwolniłoby mnie z ciężaru problemów? Wiedziałam, że to jednak niemożliwe, jego ciepło i przyjemny dotyk były niesamowicie złudne. Bo w życiu karmienie się tym, że jakikolwiek przedmiot coś za nas załatwi, prowadzi donikąd. Takie marzenia nigdy się nie spełnią, „kamienie utopionymi marzeniami”.

Podczas konkursu pokazała też Pani kilka własnych fotografii m.in. z Zamku w Gniewie, z kociewskich jezior oraz z Bratysławy. Czy poezja i fotografia artystyczna sąsiadują ze sobą?

Poezja i fotografia wspaniale się uzupełniają, tak jak poezja z malarstwem czy muzyką. Dlatego pomysł stworzenia wystawy zdjęć autorstwa laureatów i połączenia z ich wierszami bardzo mnie ucieszył. W ten sposób można było pokazać swój sposób patrzenia na świat dwoma sposobami, a przy okazji pokazać wieloznaczność słów i obrazów. Wiersz o śmierci zestawiony ze zdjęciem noworodka zyskuje kolejne dna, jeśli na tym zdjęciu jest jeszcze budzik albo pistolet, albo jeśli zdjęcie zrobiono na cmentarzu. W fotografii, podobnie jak w poezji i w życiu, lubię odkrywać różne absurdy i nieoczywistości.

Dlatego tak rozbawiły mnie dwie sflaczałe trupie lalki na czerwonej ławce w Bratysławie i ogromne szachy przed czerwonym zamkiem w Gniewie, które ujęte z odpowiedniej perspektywy wyglądały na większe niż sama budowla. Dorzuciłam do tego jeszcze ładną pocztówkę z Kociewia, która niczym mnie nie rozbawiła, ale błękitne chmury odbijające się w błękitnym jeziorze, niebo w gębie.. jeziora, tak mnie zachwyciły, że też postanowiłam wysłać. Cenię pomysłodawców za odwagę, bo przecież poeci wcale nie muszą dobrze posługiwać się obiektywem. Nie o to zresztą chodziło…

Jest Pani też autorką reporterskiej książki „Znowu w grze”, poświęconej młodym bezdomnym kobietom, którym gra w piłkę nożną w Polskiej Reprezentacji Kobiet Bezdomnych pomogła zmienić życie. Trudne problemy społeczne są chyba dość odległe od poezji?

Problemy społeczne są „prozą życia” i nie będzie to jedynie przenośnia. Trudno wyobrazić sobie, żeby ktoś myślał abstrakcyjnie, kiedy nie są zaspokojone jego podstawowe potrzeby biologiczne i społeczne, np. poczucie bezpieczeństwa. Banał, ale poezja czerpie jednak z życia i wypełniających je przeżyć, również tych trudnych, podobnie jak literatura non-fiction, do jakiej można zaliczyć książkę „Znowu w grze”.

W tym sensie tworzenie poezji i prozy nie odbiega od siebie wcale tak bardzo, choć używa się zupełnie innych środków. Dodam tylko, że dowodem na bliskość poezji i społeczeństwa może być idea konkursu w Castello di Duino, organizowanego przez organizację „Poeta et Solidareta”. Nawet nagrodę laureaci są zobligowani przeznaczyć w połowie na jakąś fundację zajmującą się problemami społecznymi. Podczas samego Festiwalu we Włoszech dużo mówiło się o tym, że powinniśmy solidarnie z innymi ludźmi rozwiązywać ich problemy. Dużo frazesów, bez konkretnych pomysłów, ale cel słuszny.

A gdyby była Pani właścicielką dużego koncernu, który realizuje działania z zakresu społecznej odpowiedzialności biznesu, poleciłaby Pani menedżerom wyłożyć jakieś firmowe pieniądze na resocjalizację młodych ludzi? No bo jakie korzyści wizerunkowe przyniosłoby to firmie?

Pewnie firma, którą bym zarządzała, nigdy nie byłaby dużym koncernem. Z jednego prostego powodu – źle się czuję w korporacyjnych meandrach. Widziałam jednak, jak wspaniałe owoce przynosi udział bezdomnych i tzw. środowisk trzeźwościowych w Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej Ulicznej. Nie mogliby w nich wystartować, gdyby nie pomoc dużych firm, które były sponsorami.

Dzięki temu wielu młodych wyszło na ludzi, bo uwierzyli w siebie, dostali szansę. Korzyści wizerunkowe i społeczne w tym wypadku są niezaprzeczalne. Firma jest kojarzona z dobrymi praktykami i dzięki temu pozyskuje innych ludzi jako swoich klientów. Bo CSR, w odróżnieniu od altruistycznej działalności charytatywnej, wydaje mi się ukierunkowany w gruncie rzeczy na pieniądze i nie ma w tym nic złego, jeśli pamięta się, że rachunku tutaj nie da się tak prosto i bezpośrednio policzyć.

Pani zresztą jest właścicielką firmy, mówię o Wydawnictwie Kaligrafia, zajmującym się publikacją wspomnień. Jak się Pani czuje w roli menedżera? Te przepisy, podatki, negocjacje, konieczność podejmowania ryzykownych decyzji…

Zawsze lubiłam łączyć kwestie artystyczne z organizacyjnymi albo działać naprzemiennie – tu wiersz, tam papiery, tu biblioteka, tam urząd skarbowy! Tak jak np. kiedy przez ostatnie lata pracowałam jako sekretarz redakcji w dużej gazecie.

Co innego lubić, a co innego potrafić i tu mam nieco więcej zastrzeżeń do siebie. Ciężko mi opanować te wszystkie organizacyjne sprawy, dlatego niedługo planuję zatrudnić jakąś osobę do pomocy biurowej. Na razie rozkręcam się i napawam się tym, że o wszystkim sama decyduję.

Jestem spokojna, bo wierzę, że ludzie chcą takiej usługi, jaką im proponuję. Usługa zresztą to złe słowo w odniesieniu do spełniania czyichś marzeń. Moi klienci marzą, żeby podarować swoim bliskim – rodzinie, znajomym – książkę ze swoimi wspomnieniami albo wierszami. Staram się, żeby otrzymali to, czego oczekują – nawet, jeśli ich wizja jest odmienna od mojej. To ma być dla nich.

Przewodniczy Pani Klubowi Literackiemu „Pegaz” im. Władysława Sebyły działającemu przy Towarzystwie Historycznym im. Szembeków w Warszawie. Niedawno klub rozstrzygnął I Ogólnopolski Konkurs Literacki „Praski Ślad Sebyły”. Z jakim rezultatem?

Otrzymaliśmy kilkadziesiąt prac, które zostały ocenione m.in. przez znakomitego poetę Ernesta Brylla. Ostatecznie zwyciężyła Dominika Putyra z Warszawy. Teraz organizujemy kolejny konkurs poetycki – tym razem tylko na Mazowszu, poświęcony pamięci poety z Kresów, Zygmunta Rumla, tragicznie zmarłego w czasie rzezi wołyńskiej.

Wartością dodatkową tego konkursu jest możliwość nawiązania kontaktu z młodymi poetami i zaproszenia ich do naszego Klubu Literackiego, który, mam nadzieję, wkrótce będzie organizatorem cyklicznych spotkań poetyckich.

Czy takie konkursy są szansą na popularyzację poezji, czy też pozostanie ona niszą literacką, szczególnie w takim kraju, którym czytelnictwo jest na katastrofalnie niskim poziomie?

Nie wiem, czy poezja ma szansę wyjść z cienia przy pomocy takich konkursów, ale chyba po to są organizowane. Trudno oszacować, na ile bez tego typu konkursów czytanie poezji byłoby mniejsze. Trzeba by stworzyć alternatywne światy – jeden z konkursami poetyckimi, drugi bez i przeprowadzić badanie eksperymentalne, w którym czytelnictwo jest większe. O, przepraszam, chyba włączyła mi się dusza poety-socjologa…

Z Pani punktu widzenia, czy rozpisany przez sieć sklepów Biedronka konkurs literacki „Piórko 2015” ma szansę przyczynić się do podniesienia rangi literatury dziecięcej, która w Polsce jest traktowana dość lekceważąco?

Moglibyśmy odnieść się do poprzedniej odpowiedzi i dodać, że lekceważenie dotyczy jedynie traktowania autorów dziecięcych, którzy nie są uważani za równoprawnych z pisarzami „dorosłej” prozy czy poezji. Bo czy to trudne – napisać jakąś prostą bajeczkę czy historyjkę, w której dobro zwycięży? Prościzna!

Tymczasem ktokolwiek chwycił w dłonie to piórko – pewnie klawiaturowe – wie, że pisanie dla dzieci jest tak samo trudne jak dla dorosłych. Przede mną stoi zadanie napisania tekstu piosenki dla dzieci. Piosenka miałaby promować edukację muzyczną. Od kilku tygodni zbieram się do tego. Na książkę dla najmłodszych nie mam pomysłu, ale jeśli ktoś ma, niech startuje w konkursie „Biedronki”. I niech da się zaskoczyć zwycięstwem. A jak nie będzie miał na co przeznaczyć pieniędzy z nagrody, to polecam wypad nad Adriatyk.

Rozmawiał Bogusław Mazur