Między prawem a cenzurą – Instytut Staszica w sprawie sądowego zakazu rozpowszechniania materiałów medialnych

logo Instytutu Staszica

Instytut Staszica, mając na uwadze takie wartości jak wolność słowa i wypowiedzi, wyraża zaniepokojenie postanowieniem Sądu Okręgowego w Poznaniu o udzieleniu zabezpieczenia powództwa poprzez zakazanie rozpowszechniania reportażu programu TVP „Alarm!” (Sygn. Akt XVIII C 1113/18).  Jest to kolejny przypadek zastosowania wobec mediów przepisu, który od lat budzi ogromne wątpliwości. Umożliwia on zastosowanie zakazu rozpowszechniania spornych materiałów jeszcze przed ostatecznym rozstrzygnięciem postępowania. Zdaniem Instytutu, może to stanowić rodzaj cenzury prewencyjnej i wywoływać tzw. efekt mrożący wobec mediów, które chcą zajmować się kontrowersyjnymi tematami.

 

Sprawa, w której zapadło kontrowersyjne postanowienie jest pokłosiem reportażu o sędzim Piotrze Gąciarku, który ukazał się pod koniec maja br. w programie interwencyjnym TVP1 – „Alarm!” Sędzia poczuł się dotknięty stwierdzeniami, które padły pod jego adresem podczas programu i postanowił wytoczyć Telewizji Polskiej proces o naruszenie dóbr osobistych. W pozwie domagał się zakazania rozpowszechniania materiału oraz złożenia oświadczenia, że zawiera on informacje nieprawdziwe i krzywdzące. SO w Poznaniu przychylił się do części argumentacji sędziego Gąciarka i wydał 9 sierpnia br. postanowienie zabezpieczające, zakazując TVP rozpowszechniania spornego reportażu i materiałów prasowych z nim związanych.

Instytut Staszica nie podejmuje się rozstrzygania racji w sprawie oraz oceny tego, czy tezy zawarte w spornym materiale są zasadne. Naszym zdaniem powinien tego dokonać sąd w wyroku, po szczegółowym rozpatrzeniu sprawy i wysłuchaniu argumentów obu stron. Niepokojące jest natomiast wydanie przez sąd postanowienia o całkowitym zakazie rozpowszechniania reportażu jeszcze przed wydaniem ostatecznego rozstrzygnięcia. Zakaz ma obowiązywać na czas trwania postępowania, co jest określeniem dość ogólnym, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę problemy polskich sądów z przewlekłością postępowań. Jeżeli po kilku latach wymiar sprawiedliwości ostatecznie uzna, że reportaż może być wyemitowany, nie będzie on już ani trochę aktualny.

Postanowienie Sądu Okręgowego w Poznaniu nie jest pierwszym, w którym sąd stosuje wobec mediów zakaz publikacji czy rozpowszechniania danego materiału w ramach tzw. zabezpieczenia  powództwa. Najgłośniejszym chyba przypadkiem był zakaz emisji filmu „Witajcie w życiu” Henryka Dederki o korporacji Amway. Materiał został zaskarżony jeszcze przed emisją, przez polski oddział Amway. Już na początku procesu sąd zakazał TVP emisji filmu właśnie w drodze zabezpieczenia powództwa. Sprawa była na tyle głośna i spotkała się z taką falą krytyki, że oparła się o Trybunał Konstytucyjny, który w orzeczeniu z dn. 9 listopada 2010 r. uznał regulację dotyczącą instytucji zabezpieczenia powództwa za niezgodną z konstytucją. Wyrok nie odnosił się jednak do całej instytucji, lecz jedynie zakazu publikacji w sprawach przeciwko „środkom społecznego przekazu” o ochronę dóbr osobistych. Zdaniem TK przepis był niekonstytucyjny, gdyż nie określał ram czasowych zabezpieczenia.

Sprawa była rozpatrywana przez Trybunał na wniosek ówczesnego Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Janusza Kochanowskiego, który zwracał uwagę, że pozwany nie ma możliwości bronienia swoich racji, jakimi kierował się przy upowszechnieniu publikacji.  Argumentował, że przepis stanowi nieproporcjonalne ograniczenie wolności słowa. W sumie batalia sądowa dotycząca filmu „Witajcie w życiu” była jedną z najdłuższych w historii polskiego sądownictwa po 1989 r., a sądowy zakaz emisji filmu obowiązywał przez kilka lat. Zatem zabezpieczenie, a więc środek, który z założenia jest tymczasowy, uniemożliwił rozpowszechnianie danej publikacji w sposób trwały. Przez ten czas film niewątpliwie stracił na aktualności za szkodą dla reżysera i producenta.

W wyniku orzeczenia TK z 2010 r. doszło do nowelizacji Kodeksu postępowania cywilnego, która wprowadzi nowe brzmienie art. 755 § 2 k.p.c. Ustawodawca dopuścił możliwość zabezpieczenia roszczeń o ochronę dóbr osobistych w drodze orzeczenia zakazu publikacji, zastrzegając jednocześnie, że taki sposób zabezpieczenia jest niedopuszczalny, jeżeli sprzeciwia się mu ważny interes publiczny. Zgodnie z nowym brzmieniem przepisu, sąd udzielając zabezpieczenia, określa czas trwania zakazu, który nie może być dłuższy niż rok. Zakres zastosowania przepisu został także rozciągnięty na wszystkie sprawy o ochronę dóbr osobistych, niezależnie czy pozwanymi są środki masowego przekazu, czy nie. Możliwość przedłużenia zabezpieczenia o kolejne roczne okresy, bez określonego łącznego maksymalnego okresu stosowania zakazu publikacji, powoduje jednak fikcję w zakresie spełnienia wskazanego przez TK wymagania czasowego ograniczenia stosowania zakazu publikacji poprzez wprowadzenie prawnych gwarancji szybkiego załatwiania spraw przeciwko prasie o ochronę dóbr osobistych.

O zmianę przepisów dotyczących stosowania przez sądy zabezpieczania powództwa wobec materiałów prasowych apelowało już w 2006 r. do ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich oraz Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Organizacje te uznawały przepisy cenzurą prewencyjną, powołując się na przykład postanowienia Sąd Okręgowy w Warszawie z 25 maja 2006 r., który stosując zabezpieczenie powództwa, zakazał redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej” i miesięcznika „Niezależna Gazeta Polska” Tomaszowi Sakiewiczowi publikowania informacji na temat Bogusława Koczura.

Innym przykładem zakazu emisji reportażu był ten dotyczący materiału Pawła Kaźmierczaka „Podwójne zło” na temat Szkoły im. św. Jana de La Salle na okres 2 miesięcy przez Sąd Okręgowy w Gdańsku (grudzień 2012 r.). Stanowisko w tej sprawie wydało wówczas CMWP SDP. Centrum uznało, że zastosowanie przez sąd całkowitego zakazu publikacji reportażu stanowi głęboką ingerencję w prawa dziennikarzy, mogącą być ograniczeniem wolności prasy, stanowiącej jeden z fundamentów demokratycznego państwa prawnego.

Przepis o zabezpieczeniu powództwa poprzez zakaz publikacji był też wykorzystywany przez polityków wobec mediów, które pisały krytyczne pod ich adresem materiały. O jednym z takich przypadków informowało Obserwatorium wolności mediów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Chodzi o zakaz publikacji informacji na temat byłego burmistrza Lęborka przez Dziennik Bałtycki w związku z oficjalnym powództwem o ochronę dóbr osobistych, jakie oficjel wytoczył gazecie.

Należy na kwestię zakazu publikacji spojrzeć również przez pryzmat orzecznictwa międzynarodowego, a zwłaszcza z gwarancji wynikających z art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Europejski Trybunał Praw Człowieka wielokrotnie w swoim orzecznictwie zwracał uwagę na zagrożenia, które mogą wynikać z istnienia tzw. uprzednich ograniczeń. Chodzi tutaj m.in. o zezwolenia lub inne wymogi formalne warunkujące rozpowszechnianie wypowiedzi. Działania władz krajowych wymagają tutaj zdaniem Trybunału wyjątkowo skrupulatnej kontroli, szczególnie jeśli ograniczenia dotykają prasę, a każdy taki przypadek podlega szczególnie wnikliwej analizie.

Pomimo tego, że art. 10 Konwencji nie wyklucza nakładania ograniczeń o charakterze prewencyjnym, to ETPCz wskazuje jednak na poważne konsekwencje stosowania takich środków, zwłaszcza wobec materiałów, które dotyczą aktualnych wydarzeń. Wiadomości stanowią bowiem „zanikające dobro” (perishable good, bien périssable) i nawet krótkie opóźnienie publikacji może pozbawić informację znaczenia oraz wartości.

Reasumując, trzeba pamiętać, że  postanowienie o zakazie publikacji, rozpowszechniania jest decyzją sądu, ale nie wyrokiem. Sąd podejmuje ją jeszcze przed zbadaniem całości sprawy. W związku z powyższym powinno być stosowane w naprawdę wyjątkowych sytuacjach o czym mówi orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Niestety praktyka polskich sądów w tej kwestii wydaje się iść w innym kierunku. Wszystko to powoduje, że można mówić o pewnego rodzaju cenzurze prewencyjnej stosowanej wobec mediów. Nie należy także zapominać o prawie obywateli do informacji, zwłaszcza informacji dotyczącej aktualnych wydarzeń. Trudno o takowym mówić, gdy materiał nie może być rozpowszechniany przez dłuższy okres czasu, w wielu przypadkach nawet jeszcze zanim się ukazał.

Źródło: Instytut Staszica