M. Goliszewski: Uczeni podjęli decyzję pod presją jednostronnych publikacji

Zamiast ocenić treść pracy krytykowano wyrwane z kontekstu fragmenty – uważa Marek Goliszewski, którego praca doktorska nie została uznana przez Radę Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Prezes BCC odpiera też zarzuty dotyczące konfliktu interesów. – Uczeni ulegli napastliwym artykułom niektórych dziennikarzy – podkreśla Goliszewski.

W środę rada Wydziału Zarządzania UW odmówiła uznania pracy doktorskiej Marka Goliszewskiego.

– Trudno mi uznać tę decyzję za sensowną, skoro komisja egzaminacyjna wyłoniona przez tę samą radę zarekomendowała radzie pozytywną ocenę dysertacji doktorskiej. Wydaje się, że uczeni ulegli napastliwym artykułom niektórych dziennikarzy z Gazety Wyborczej i podjęli taką decyzję, która ma negatywne reperkusje, chociażby przez to, że obserwują to studenci Wydziału Zarządzania, których uczy się podejmowania racjonalnych, mądrych i odważnych decyzji, a tutaj mają tego zaprzeczenie – mówi agencji Newseria Biznes Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club.

Jak podkreśla, tym samym zakwestionowano kompetencje i rzetelność profesorów Wydziału Zarządzania UW.

30 czerwca Marek Goliszewski obronił na Wydziale Zarządzania UW pracę doktorską pt. „Wpływy sposobu organizacji dialogu społecznego na efekty gospodarcze”. W komentarzu opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” Jacek Żakowski skrytykował doktorat jako banalny i zarzucił promotorom pracy konflikt interesów. Marek Goliszewski jest bowiem członkiem Rady Przedsiębiorczości przy Wydziale Zarządzania.

– To, że zaproszono mnie do Rady Biznesu Wydziału Zarządzania to była zbieżność, a nie konflikt interesów – zaznacza w rozmowie Marek Goliszewski. – Mieliśmy sobie wzajemnie pomóc. Ja, szukając miejsc w przedsiębiorstwach na staże dla studentów, miejsca pracy dla absolwentów. Wydział Zarządzania uwzględniał moje uwagi dotyczące programu nauczania, który jest niezbędny po to, żeby pracodawcy mieli wykwalifikowanych pracowników, a absolwenci mieli pracę.

Prezes BCC jako kłamstwo określa sugestie, że był sponsorem wydziału, że ktokolwiek tam dostał od niego pieniądze. Atakującym go publicystom zarzuca brak rzetelności.

– Do mnie oprócz jednego telefonu nikt w tej sprawie z „Gazety Wyborczej” nie zadzwonił, natomiast codziennie ukazywały się atakujące artykuły, które nie podnosiły merytorycznie żadnych zarzutów, natomiast starały się oddziaływać na emocje ludzi, że, oto bogaty biznesmen kupił sobie doktorat – podkreśla prezes BCC. – Odbieram tę decyzję osobiście, ale bardziej z racji zawodu, który wykonuję, jako atak na ludzi gospodarki, na to, że w Polsce szerzy się fobia podejrzeń. Nie ufamy sobie wzajemnie, oskarżamy się, że jak ktoś się z kimś zna, to już musi być jakiś deal robiony, jakaś korupcja wchodzić w grę. To jest dla higieny naszego życia społecznego bardzo niedobre.

Jego zdaniem decyzja rady to efekt ataków medialnych niektórych dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Goliszewski zarzuca im, że krytykowane fragmenty pracy były wyrwane z kontekstu.

– Publikacje kilku dziennikarzy, związanych ze środowiskiem lewicowym, niechętnym przedsiębiorcom, ludziom gospodarki w zasadzie odnosiły się tylko do fragmentów pracy, które miały sens wówczas, kiedy problem byłby analizowany całościowo. Nikt nie odniósł się do problemu, który jest w tej pracy zaznaczony – ubolewa autor.

Samą pracę doktorską Marka Goliszewskiego oceniano różnie: przeciwnicy mówili o niekonwencjonalnej formie, zwolennicy o nowatorskim ujęciu tematu.

– Nie mnie oceniać naukowość tej pracy, zrobili to członkowie komisji egzaminacyjnej, dwóch recenzentów spoza Uniwersytetu, promotor i dlatego wnioskowali do rady wydziału, żeby tę pracę zaakceptować – mówi Marek Goliszewski. – Natomiast nikt z publicystów, którzy rozpętali tę nagonkę, nie podjął się dyskusji w sprawach najbardziej istotnych zawartych w tej pracy istotnych dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.

Źródło: Newseria Biznes