Arkadiusz Bińczyk: Polska jakością silna

Kończący się rok był dla wielu polskich producentów rokiem wielkiego niepokoju – choć, na szczęście, okazało się, że najczarniejsze scenariusze się nie spełniły. Chodzi oczywiście o kolejne odsłony polsko-rosyjskiej zimnej wojny. A jednak i tu można dostrzec pewien pozytyw. Paradoksalnie trzeba często kryzysu, by dostrzec to, co oczywiste. Tak się właśnie mają sprawy z polskimi jabłkami. Okazało się, że ich spożywanie, a jeszcze bardziej promowanie, jest czynem ze wszech miar wskazanym i patriotycznym. Szkoda, że dopiero embargo skłoniło do refleksji nad tym, że nasz owoc jest nie tylko cenionym towarem eksportowym, ale może być skutecznie wykorzystany do budowy dobrego i sympatycznego wizerunku Polski na świecie. A przecież takich towarów eksportowych mamy jeszcze kilka.

 

Wracając do jabłek – cała kampania promująca ich kupowanie została przeprowadzona w sposób godny najwyższego uznania. Tym bardziej, że narodziła się spontanicznie, a nie w wyniku ciężkiej pracy PR-owskich strategów. Zaczęło się od sieci, będącej dziś miejscem, w którym rodzi się coraz więcej rewolucyjnych pomysłów. Apel wicenaczelnego Pulsu Biznesu zdobył niesamowite poparcie internautów.

Bardzo szybko zareagowało Ministerstwo Rolnictwa, wyrażając swoje wsparcie dla tej i innych akcji oraz zachęcając firmy i organizacje do włączenia się do kampanii. Sprawnie zareagowali też specjaliści od reklamy: w ciągu zaledwie kilku dni duże sieci handlowe wplotły element wspierania polskich jabłek do swoich akcji marketingowych.

Pierwsze koty za płoty, a teraz trzeba zastanowić się, jak nie zmarnować tego, co udało się osiągnąć. Bowiem, jak pokazują dane, naprawdę zaczęliśmy kupować więcej jabłek. I nie jest to jedynie gestem świadomego obywatela, ale potwierdzeniem oczywistej oczywistości, że warto nabywać polskie produkty nie dlatego, że są polskie, lecz dlatego, że są polskie i dobre. Ta świadomość jest coraz powszechniejsza, w części na pewno dzięki staraniom samych producentów i dystrybutorów. Nie przypadkiem np. sieć Biedronka kilkalat temu rozpoczęła cykliczne kampanie, uświadamiające konsumentów, że trzeba do koszyka wkładać przede wszystkim to, co nasze, polskie.

W 1989 roku, gdy kładliśmy podwaliny wolnego rynku, to co krajowe, było synonimem tandety i obciachu. Dziś jesteśmy w diametralnie innej sytuacji. Wierzymy w siłę i jakość naszych produktów, i nie mamy żadnych kompleksów. Pierwszy etap za nami, lecz teraz trzeba uwierzyć, że jak chcemy, potrafimy być mocno konkurencyjni na światowych rynkach. I nie musimy stawać na głowie, by wymyślać nowe produkty. Jabłka są tego przykładem – ale nie tylko one.

Nie odchodząc daleko od tematu jabłek – czy polski cydr może okazać się eksportowym hitem? Jak najbardziej może. Potentatami w produkcji tego napoju są Wielka Brytania i Francja. Mało osób wie jednak, że surowiec do cydru Brytyjczycy coraz częściej sprowadzają z Polski. A rynek zbytu jest ogromny, na przykład w Skandynawii, kojarzącej się raczej z napojami o mocy od 40% w górę, cydr bije rekordy popularności. Powstaje pytanie, dlaczego odpowiednio do renomy skandynawskiej wódki, nie zbudować renomy polskiego cydru? Paradoksalnie na przeszkodzie może stanąć temu wewnętrzny wróg. Ministerstwo Zdrowia z uporem godnym lepszej sprawy, nie zgadza się na równe traktowanie reklamy piwa i cydru. Na nic nie zdają się apele i tłumaczenia Marka Sawickiego Ministra Rolnictwa i zdesperowanych rolników, że cydr i piwo mają podobną zawartość alkoholu, a jego produkcja to wielka szansa dla polskiego rolnictwa.

Inny, niezwiązany z branżą spożywczą, pozytywny przykład budowy polskiej marki to konie arabskie. Wśród hodowców z całego świata nasze araby cieszą się od lat zasłużoną, najwyższą renomą. Co roku, podczas Dni Konia Arabskiego w Janowie Podlaskim na aukcję zjeżdżają się gwiazdy showbiznesu, władcy, globalne rekiny biznesu, czy międzynarodowe media. Ceny, proporcjonalnie do jakości janowskich arabów – słone. W czasie ubiegłorocznej, sierpniowej aukcji, sprzedano konie za łączną kwotę około 2 mln euro.

Organizacja wydarzenia pozostaje w pieczy Agencji Nieruchomości Rolnych, która stara się skutecznie konkurować z zagraniczną konkurencją. Na razie to się udaje, sądząc po wynikach aukcji, cenach płaconych za konie i niesłabnącym zainteresowaniu imprezą.

Żeby zbudować plan dobrej kampanii promocyjnej, szczególnie świadomościowej, nie zawsze potrzeba silić się na oryginalność za wszelką cenę. To, co proste, często najlepiej do nas trafia. Kampanię promującą polskie marki i Markę Polska warto oprzeć o to, co mamy pod ręką. O jakość naszej żywności, o renomę polskiej wódki, o zasłużoną sławę naszych koni. Dla cudzoziemca, który o Polsce nie wie zgoła nic, pokazywanie jej przez wysoką jakość produktów będzie o wiele czytelniejsze, niż epatowanie statystykami i wykresami. A do tego, niestety, mamy słabość – i może to jeden z powodów słabej skuteczności polskich akcji wizerunkowych na świecie. Chopin, Wałęsa, bitwa o Anglię – jak najbardziej, lecz dlaczego zapominać o polskich jabłkach?

Źródło: http://www.polskatimes.pl/artykul/3706604,polska-jakoscia-silna,id,t.html